Takim tytułem, parafrazujacym słowa anglosaskiego wieszcza, można by rozpocząć długą debatę dotyczącą sprawdzianów i oceniania we współczesnej edukacji. Większość edukatorów zgadza się, że na tak postawione pytanie nie da się udzielić krótkiej odpowiedzi, ponieważ od pytania “czy testować” ważniejsze jest jak i kiedy.

Testować trzeba z głową

Sama ocena nie może służyć do stygmatyzowania dziecka, absolutnie nie może być karą, powinna natomiast pełnić funkcję informacji zwrotnej, która pozwala uczniom skupić się na tym, co w danej chwili jest ważne dla ich rozwoju językowego. Żeby tak było, ocena i jej forma musi być dostosowana do wieku i w pełni zrozumiała dla dziecka.

Najmłodsze gąbeczki

Dzieci, które zaczynają kursy językowe w wieku dwóch do pięciu lat, to z jednej strony chłonne gąbeczki, które absorbują język poprzez nie tylko ucho, ale i ruch, emocje związane z zajęciami i kontekst społeczny, w którym się znalazły. Mają prawo rozwijać się każde we własnym tempie i w różnych momentach nabywać kolejne umiejętności. Na tym etapie nie należy stosować ocen różnicujących – ani “trójek” czy “piątek”, ani chmurek czy słoneczek. Zmiana formy graficznej nie wpływa na fakt, że dzieci wiedzą, że komuś poszło lepiej, a komuś gorzej. Chcą dostawać te najwyższe oceny, i mają poczucie niesprawiedliwości lub wręcz krzywdy kiedy to się nie udaje. Znacznie lepiej jest wprowadzić takie same nagrody za podjęcie wysiłku i współpracy z lektorem. Budujemy dzięki temu pozytywne skojarzenia z lekcjami języka obcego i budzimy chęć do podejmowania prób. Co więcej, nie karając za błędy dajemy przestrzeń do ich popełniania, a to najlepsza droga do rozwoju i nauki. Czy ocena przyjmie formę pieczątki, naklejki, czy piątki przybitej z lektorem nie ma większego znaczenia. Liczy się bycie zauważonym i docenionym.

Etap wczesnoszkolny

Przychodzi taki moment w edukacji językowej dziecka, że warto postawić na wymierne postępy. Nie powinno być tak, że uczeń latami chodzi na zajęcia, i w zasadzie nie zmienia się jego poziom językowy, a do grupy uczącej się od lat bez problemu można zapisać zupełnie nowe dzieci. W okolicach drugiej-trzeciej klasy warto przed kursantami stawiać już konkretne cele językowe i sprawdzać, czy udało im się je osiągnąć. Ale nadal obowiązuje zasada “po pierwsze, nie zniechęcać”! Cele powinny więc być osiągalne i realistyczne. Każdy z nich świętujemy wpisaniem zaliczenia, wklejeniem odpowiedniej naklejki lub odhaczeniem kolejnego punktu na liście. Ktoś zaliczy wcześniej, ktoś tydzień później, ale w końcu cała grupa dostaje piątki – bo dopóki nie osiągniemy celu, ćwiczymy daną umiejętność wielokrotnie. Cele językowe stają się kamieniami milowymi, z których budujemy ścieżkę rozwoju językowego dzieci.

Sam “test” nie musi zresztą wcale mieć formy zadań na kartce! Wiele zaliczeń odbywa się w formie zabawy, gry lub quizu, a lektor nie musi zapowiadać, że będzie to oceniane. Obserwując kursantów decyduje, że opanowali daną partię materiału i dopiero wtedy ogłasza, że to czy owo zagadnienie mają zaliczone na piątkę!

Ten etap nauki to także moment zetknięcia się z pierwszymi egzaminami, np. Cambridge YLE, które w przyjemnej atmosferze pokazują dzieciom, ile już osiągnęły: kursanci z dumą patrzą na swoje certyfikaty, a przy okazji oswajają stres egzaminacyjny. Dobra szkoła językowa dba o to, żeby dzieci zdawały egzamin odrobinę poniżej swoich maksymalnych możliwości – właśnie po to, żeby wzmacniać w nich poczucie sukcesu.

Późna podstawówka

W okolicach piątej klasy szkoły podstawowej należy już jak najbardziej różnicować i indywidualizować tok nauki języka, a co za tym idzie unikać standaryzacji w testowaniu. Oczywiście nie ma niczego złego w zrobieniu kartkówki ze słówek, pod warunkiem, że jest zapowiedziana, a jej zakres został dokładnie określony. Kartkówka nie może mieć na celu wytknięcia dzieciom braków! Muszą mieć szansę przygotować się do niej, trzeba więc określić dokładnie jakie słówka będą wymagane i co trzeba z nimi zrobić (połączyć wersję polską z obcojęzyczną to zupełnie inne zadanie, niż wpisać którąś z tych wersji z głowy). Ale na tym etapie warto już pomyśleć o pracach projektowych, pewnej dowolności w przedstawieniu tematu, a nade wszystko skupić się na budowaniu motywacji wewnętrznej i ustalaniu własnych celów. Lektor zostaje towarzyszem i przewodnikiem ucznia, a nie konstruktorem jego celów i drogi. Przecież inaczej będzie widział swoją ścieżkę przyszły filolog, a inaczej przyszły lekarz. Młodzież sama widzi już, jakie kierunki rozwoju są ważne, a zadaniem lektora jest ułatwić przejście tą drogą do celu. I znowu – nie ma sensu stawiać “trójek”: lepiej stawiać małe kroki aż do osiągnięcia tego, co zostało zamierzone.

Ocena i test mają służyć dzieciom

Tak najlepiej podsumować ten artykuł. W klasówce nie ma nic złego, pod warunkiem, że jest tak przeprowadzona i zaplanowana, że uskrzydla kursantów, daje im chęć do dalszego działania i pokazuje, ile już osiągnęli. Natomiast tylko niejako przy okazji rodzic dowiaduje się, co dziecko już osiągnęło i jakie poczyniło postępy. Bo przecież koniec końców wszystkim nam chodzi o to, żeby widzieć u naszych dzieciaków realne, mierzalne postępy.